-Powtórz.
-Nie.-odpowiedziała
łagodnie Ola.
-Powtórz!-nakazała
Kasia.
-Nie
ważne ile razy ci to powiem, dla ciebie te słowa i tak nie są
prawdziwe. Niby masz wrażenie, że tłuką ci się wewnątrz
czaszki, obijając ją od środka. Wydaje ci się, że są tak bardzo
prawdziwe, że aż nie realne. Są dosadne do bólu. Lecz tak
naprawdę, w nie nie wierzysz. Dlaczego? Powiedz, dlaczego na czarne
mówisz białe? Też nie mogłam w to uwierzyć, ale O
niebiosa!-westchnęła dziewczyna- przecież sama to
widziałaś.-ostatnie słowa wyszeptała dosadnie.
-Dlaczego?-Kasia powtórzyła pytanie. Nagle ktoś włączył przełącznik. Bruzda na
jej czole zniknęła. Spojrzała Oli prosto w oczy.-To złe
pytanie.-usłyszawszy to, Oli opadły ramiona, westchnęła ciężko.
-To
jakie pytanie powinnam zadać?-spytała po chwili zmęczona
dziewczyna. Pocieszała się jednak w duchu, że jej monolog zmienił
się w dialog i nabrała nadziei, że ta rozmowa zaraz dobiegnie końca
i będzie mogła wziąć gorący prysznic, napić się herbaty i
położyć do łóżka, zostawiając wszystkich i wszystko za
drzwiami pokoju. Chłód przemknął jej po ramionach. Odgarnęła
rude kosmyki włosów za uszy. Szybko zganiła się za egoistyczne
myśli, choć nie do końca przekonująco. Po prostu tak wypadało
zrobić, nie można myśleć o łóżku i spokoju, kiedy ktoś
cierpi. Ktoś? Jej przyjaciółka, jedyna najbliższa osoba, jaka być
może jej została na tym świecie. Pieprzyć ciepłe
skarpety!-warknęła na siebie w myślach. Znów westchnęła, bo nie
potrafi przekonać nawet samej siebie.
-Pamiętasz
ten jesienny festyn?-zaczęła Kasia po chwili, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Napięła wszystkie mięśnie swojego ciała.
Bardzo dużo kosztuje ją wspominanie tamtego zdarzenia. Palce
zacisnęła na kocu.
-Przestań!-odwróciła
głowę w bok, lecz spojrzenie jej przyjaciółki wciąż na niej
spoczywało i Ola to czuła. Jakby ktoś przypalał ją papierosem w
wielu miejscach na raz.-Nie zaczynaj znowu!-dziewczyna miała już
dosyć ciągłego wyciągania trupa z szafy. Chciała żeby tam
siedział, pokrył się pajęczyną i kurzem, schowany pod stertą
starych ubrań.
-Było
cudownie. Koncert wszystkim nam się bardzo podobał. Pamiętasz, co
to był za zespół?-ciągnęła Kasia.
-Nie
pamiętam. Nie zmieniaj tematu!-wzrok wlepiła w róg niebieskiego
dywanu.
-Jeździliśmy
na wozie z sianem. Hania dostała napadu śmiechu i w ogóle nie
mogliśmy jej opanować.-kąciki jej ust uniosły się.-Wracałyśmy
wtedy same. Miałam nocować u ciebie przez cały weekend. W twojej
szufladzie na bieliznę schowałaś na tą okazję cytrynówkę. Już
prawie byłyśmy u ciebie w domu, gdy zorientowałaś się, że
zgubiłaś telefon.
Wróciłyśmy
na teren festynu, ludzie wciąż kręcili się tam tłumnie, choć
było już późno. Dzwoniłam na twój numer, ktoś mnie szturchnął
i potknęłam się. Wtedy zniknęłaś mi z oczu.-powiedziała
przepraszającym tonem.-Wołałam, pytałam ludzi czy cie widzieli,
ale oni wpatrywali się we mnie otumanionym wzrokiem, śmieli się
szyderczo, żartowali sobie ze mnie. Nikt mi nie pomógł.-po twarzy
Oli pociekły gorące łzy. Wyraźne przed chwilą krawędzie dywanu,
stały się nieostre i zamazane.-Zaczęło już świtać, wtedy go
ujrzałam. Wyszedł zza stodoły. Nie wiem dlaczego nie zaniepokoiło
mnie to, w jaki sposób wyglądał jego mundur. Koszula wyciągnięta
ze spodni, rozpięta, potargane włosy. Ruszyłam pędem ku niemu
wołając "Panie władzo! Pomocy!". Gdy dobiegłam,
zobaczyłam ciebie. Leżałaś tam z tyłu na sianie...-Kasia nie
kontrolowanie zaniosła się szlochem, lecz szybko go stłumiła.
-Przestań!-krzyknęła
Ola. Wstała i patrzyła na blondynkę. Nie była pewna czy
dziewczyna skończyła już mówić. Choć z całych sił próbowała
powstrzymać się od płaczu, to jednak łzy popłynęły strumieniem
po jej twarzy, a nieregularne głębokie szlochy wypełniły pokój.
Kolana się pod nią ugięły. Nie będę płakać. Przestań
idiotko! Nie rycz, w czym ci to pomoże? Podjudzasz tylko Kaśkę,
nakręcasz ją! Spójrz teraz na jej czerwone oczy. Widzisz jak
wygląda, a wiesz jak się czuje? Przestań płakać!-nakazała
sobie w myślach Ola i uderzyła się pięścią w głowę. Chciała
zrobić cokolwiek, by swoja uwagę skupić na czymś innym, chociażby
na bólu.
-Po
wszystkim poszłyśmy do twojego domu.-kontynuowała cicho Kasia.
Skąd ona ma w sobie tyle siły, by o tym mówić?-zastanawia się
Ola. Ta dziewczyna jest nie możliwa! Prawdy, z którą musi się
dziś zmierzyć nie chce przyjąć do wiadomości, ale o TYM potrafi
gadać godzinami!-złość w niej wezbrała jeszcze bardziej, ale pohamowała się. Musi się poświęci, choć serce jej pęka. Ona
tego potrzebuje...- poszłyśmy się razem wykąpać. Nalałaś
wiśniowego płynu do kąpieli, a słońce rozświetliło łazienkę
na poddaszu. Pamiętasz co ci wtedy powiedziałam?- Jutro będzie
lepiej. I tak było.-Kasia się wzruszyła. Pomimo tego horroru jakie
przeżyły, były razem.- Co my teraz zrobimy? Nadal gdzieś, z tyłu
głowy czuję dziwną pustkę, która oddziela mnie od ... od tego.
Przez tą pustkę nie do końca rozumiem co się stało, ale cóż...
Nie wiem co teraz z nami będzie ale wiem, że "Jutro będzie
lepiej." Nasze "Jutro". Bo jesteśmy razem.
Gdy
zegar wybił północ Ola znów umiała spojrzeć na przyjaciółkę
swoim bystrym, łagodnym wzrokiem.
Kasia
siedziała oparta plecami o ścianę pod oknem. Włosy miała tłuste
i pozlepiane, a niesforne kosmyki poprzyklejały się do jej twarzy.
Jej uśmiech odsłonił szereg, lekko nierównych zębów. W
błękitnych oczach odbijało się ciepłe światło lampki nocnej.
Owinięta w brązowy koc, przypominała Oli dom. Nie jej własny,
rodzinny dom, tylko taki, jaki zawsze chciała mieć. Ciepły, pełen
radości i miłości.
-Powiedz
mi, dlaczego zabrali panią Anderson?-powiedziała łagodnie Ola.