Łączna liczba wyświetleń

piątek, 26 maja 2017

The Parting Glass

   Piękna dziś pogoda. Słońce spomiędzy budynków oświetla spiesznych ludzi miasta, a Oni niczym bogowie tego dnia, włóczą się ulicami miasta. Nic nie rozwiewa napięcia, które wisi w powietrzu. Wyraźnie je czuć i widać na napiętych czołach przechodniów. A może to po prostu codzienne troski i zmartwienia szerzą się wśród ludzi jak grypa?
  -To co teraz? Palau Nacional czy może Poble Espanyol?-spytała radośnie Hania, nie odrywając wzroku od mapy, jej największej świętości ostatnimi dniami.
  -Ja to bym coś zjadł.-mówiąc to Markus, złapał się za kieszenie szukając resztek batonów bezglutenowych. Kasia spojrzała wymownie na czarną czuprynę chłopaka.
  -Och, ależ w Poble Espanyol można dobrze zjeść! Tak jest napisane w przewodniku: "Zjedz smaczny obiad przy akompaniamencie flamenco...". O rany! Można tam też obejrzeć obrazy Pabla Picasso!!!- dziewczyna, aż dostała wypieków na twarzy. Spojrzała podekscytowanymi, błyszczącymi oczami na przyjaciół. Jej entuzjazm, jaki wykazuje podczas tej wycieczki jest zaskakujący dla wszystkich. Kto by pomyślał, że osoba gubiąca się na środku polnej drogi, będzie przewodnikiem? Nikt nie podzielił jej zachwytu tą informacją. Wszyscy są jeszcze za bardzo zmęczeni po zeszło nocnym pokazie świateł.-No co?!
  -Nic, kochanie.-Markus objął ją ramieniem.- Można tam zjeść?! Bomba! Idziemy!-obyło się bez protestów. Kurs: Pueblo espanol.
  -Powinno być za tym zakrętem.-dziewczyna wskazała na jedno ze skrzyżowań przed nimi.- Kurczę, te ulice powinny nazywać się prościej.
  -Tak jak w Stanach, oni mają tam Pierwszą Aleje, Drugą, Trzecią i tak dalej.-powiedziała cichym głosem dziewczyna o rudych włosach, idąca parę kroków za przyjaciółmi.
  -Ty żyjesz!!!-krzyknął chłopak.-Boże myślałem, że to co za nami chodzi to tylko zwłoki.-wszyscy się zaśmiali.-No, ale powiem ci, że wczoraj nieźle dałaś czadu!
  -Tak, też tego żałuje.
  -I gdy wpadłaś do tego zbiornika z piwem...
  -"Jestem syreną! Wyciągnijcie mnie, bo zaraz wyrośnie mi ogon!" Ach, będzie dla potomnych, Olcia.-Kasia obejmują ją ramieniem.
  -Nagraliście to?-jęknęła.-Swoją drogą mogliście mnie wyciągnąć. Nadal śmierdzę piwskiem.
  -Może teraz jakiś facet się skusi?-rzucił Markus przez ramie, po czym oberwał kopniakiem- Swoją drogą, co myślicie o tym co się dzieje w Stanach?-dodał po chwili. Słońce coraz wyżej znosiło się po błękitnym sklepieniu, a na drodze przybywało aut i skuterów.
  A ten znów zaczyna.-pomyślała Kasia.- Prawda jest taka, że Markus jest zafascynowany Stanami Zjednoczonymi i tamtejszą kulturą, więc gdy usłyszy jakąś nową ciekawostkę na ich temat, potrafi męczyć nią znajomych wiele dni, powtarzając ją czasami z częstotliwością czterech na godzinę. Dlatego też wielu znajomych przy nim się nie ostaje na dłuższą metę. Hania natomiast obdarzona jest boskim spokojem i za każdym razem, gdy ktoś narzeka na jej chłopaka tłumaczy, że ten typ już tak ma. Szczerze powiedziawszy jest to dość rażąca wada, jak dla mnie-myśli- ale skoro oni się ze sobą dogadują.- i znów zaczęła wpatrywać się w nich jak w jeden z obrazów Hoppera. Jego dłoń delikatnie spoczywa na jej chudym ramieniu, ciągle wykonując delikatny ruch kciukiem, zataczając kółka.
  -Ja myślę, że to kolejny happening obrońców praw człowiek, albo coś w tym rodzaju. Gdyby było to coś poważnego, to zamknęli by granice, w tym także lotniska. Tymczasem wczoraj widziałem na tablicy Bartka, że poleciał do L.A.!
  -Pewnie tak. Nie rozumiem dlaczego jeszcze nie widać tego budynku.-pokazała chłopakowi przewodnik, a mapę ściskała w dłoni.
  -To na pewno tuż za rogiem, spokojnie. A wy dziewczyny co myślicie, o tych zamieszkach i "ptasiej grypie"?-spojrzał do tyłu. Obie wzruszyły ramionami.
  -Myślę, że gdyby to coś poważnego to WHO, NATO albo inne Green Peace już by coś z tym zrobiło.
  -Tak. Rano widziałem filmik, który był nakręcony z helikoptera dziennikarskiego. Był jakiś wypadek. Reanimowali gościa od paru chwil, a ten nagle złapał ratownika za kark i go zadźgał. Aż czerwono się zrobiło. Rozumiecie?!Na tym się skończyło nagranie. Błagam, to jest tak bardzo słabe reżysersko! Reanimacja, zmartwychwstanie i zabójstwo.-prychnął i wzruszył ramionami.
  -Poza tym Polskie media też jakoś o tym nic nie mówią.-kontynuował swój wywód. Kasia i Ola myślami były już w restauracji.- To dość oczywiste, bo nie mogą podawać nie sprawdzonych informacji, a te filmiki, które oglądałem... Obrońcy Praw Człowieka jak nic! Pewnie znów chodzi im o Kolumbie, albo o czarnych. Ciekawe skąd mają taki budżet na te filmy...-dodał w zamyśleniu.
  Każdy z przyjaciół myślami gdzie indziej, nie zauważyli, że choć jest ruchliwy ranek w pobliżu zapanowała dziwna cisza przed burzą. Nagle niebo rozerwał głośny, przeciągły dźwięk. Przystanęli i zaczęli się rozglądać dookoła. Na północnej części sklepienia nietypowo nisko leciał biały samolot. Był tak blisko, że bez problemu można było odczytać nazwę linii lotniczych i dostrzec wszystkie okna w kadłubie. Z zawrotną prędkością w kilka sekund samolot opadł i zniknął za budynkami i drzewami. Huk przeszywający ciało, sparaliżował przyjaciół. Ziemia zadrżała, w paru autach włączyły się alarmy. Z oddali było słychać krzyki. Dźwięk jak fala przetaczał się ulicami i w oka mgnieniu oni też dali się jej porwać. Czarna chmura wzbiła się ku górze.
   Kasia z szeroko otwartymi ustami patrzyła się na rosnącą chmurę, która zaczęła toczyć specyficzny duszący odór. Markus złapał Hanie za rękę i zaczął ją ciągnąć do słupa dymu. To oprzytomniało Kasie. Złapała drugą rękę dziewczyny, która nawet nie wiedziała, że gdzieś idzie. Oczy zaszły jej łzami. Nie chciała tu być, to miał być wakacyjny wyjazd, a teraz jest świadkiem takiej tragedii, znowu. To dla niej za dużo.
  -Markus!- wrzasnęła Kasia. Przeskoczyła do przodu i zastąpiła mu drogę, dopiero teraz przystanął.- Co ty, do jasnej cholery, wprawiasz?!- Nie spojrzał nawet na nią, w oczach miał jakąś dziwną pustkę, zmieszaną z podnieceniem kreującym się na twarzy.
  -To dopiero jest temat...-Hania wtuliła się w jego plecy i zaczęła łkać.
  -Błagam Markus, chodźmy stąd. Musimy stąd iść!-on nadal patrzył w przód i zrobił parę kroków, ale Kasia znów zastąpiła mu drogę. Z oczu zaczęły spływać jej łzy. Przerażona i bezsilna, na skraju obłędu, nie wiedziała co zrobić. Wie, że jeśli będzie chciał to ją odepchnie i przejdzie szukać sensacji, ale do jasnej cholery niech zostawi Hanie! Podbiega Ola, w ułamku sekundy orientuje się w sytuacji. Staje ramie w ramie z Kasią, tworząc mur i łapie chłopaka za rękę, potrząsa nim. Nic. Uderza go w twarz, a plask ginie w morzu hałasu. Trochę bardziej przytomnie patrzy na dziewczyny, każdą po kolei.
  -Nie zostawię jej, spokojnie, was też nie. Podejdźmy tam trochę, może ktoś potrzebuje tam naszej pomocy.
  -Pomocy twojej kamery? Człowieku ogarnij się! A co jeśli to atak terrorystyczny?!-chłopak zaczął coś mówić niewyraźnie. Kasia złapała Hanie za rękę.
 -Chcesz, to tam leć i wracaj szybko, a my biegniemy do hotelu.
 -Nie!
"Tenga en cuenta! Tenga en cuenta! Gente en las calles ... Tenga en cuenta! En diez minutos se cerrarán las calles ... arrestada. ... de policía." - niewyraźny komunikat popłynął ulicami miasta.
 -Słyszysz?! Coś jest nie tak. Markus!!
 -Proszą o schowanie się do budynków i czakanie na policje? Tak mi się wydaje. Słuchajcie dziewczyny-dodał po chwili- tam są otwarte drzwi.-wskazał na dwu skrzydłowe szklane drzwi kilkanaście metrów dalej. Markus oprzytomniał i wrócił do siebie. Ludzie zaczęli wchodzić do budynków. Na chodnikach zrobił się tłok i zamieszanie. Przyjaciele szli wężykiem, wszyscy trzymając się za ręce z chłopakiem na czele. Dziewczyny odetchnęły z ulgą wiedząc, że chociaż ten problem mają z głowy. Hania ciągle panikując trzymała kurczowo swojego chłopaka.
   Wejście do niewielkiego, niebieskiego budynku było pilnowane przez łysego mężczyznę w białej koszuli i krawacie, z krótkofalówką za paskiem. Wskazywał wszystkim ludziom gdzie mają się kierować wewnątrz budynku. Powtarza coś jak matnre po hiszpańsku i życzliwie uśmiecha się do wszystkich, choć widać w jego zachowaniu zdenerwowanie czy niepewność. Na końcu grupy szła Ola rozglądając się dookoła, ulice powoli pustoszały, a ludzie mając przed sobą jakieś zadanie do wykonania, byli jakby spokojniejsi. Nad ulicami nagle zaczął się rozciągać dźwięk syreny alarmowej. W tym momencie dłoń Kasi i Hani się rozerwały. Mężczyzna wepchnął dziewczyny do budynku i próbował złapać też Markusa i Hanie, ale byli za daleko. Nim zniknęli sobie z oczu, Kasia usłyszała:
  -Zaraz będziemy!
  Po nich do budynku weszły jeszcze dwie osoby. Drzwi zamknięto na klucz, a mężczyzna w koszuli wraz z dwoma innymi zaczęli zastawić drzwi kanapami.

wtorek, 16 maja 2017

  Zanim to wszystko się zaczęło, miałam sen. Tak, to na pewno działo się jeszcze podczas mojego pobytu w Polsce. Sen był bardzo realistyczny, ale to nie dlatego go teraz wspominam. Śni mi się on co jakiś czas, a wtedy zawsze budzę się zlana potem...

  Jestem na nadwiślańskiej plaży. Pogodny, letni dzień. Miejsce jest pełne ludzi. Wszędzie koce, leżaki i parawany. Kija nie idzie wetknąć, a co dopiero zrobić krok. Muszę iść na przód, pomimo tego, że nie chce. Szukam Jacka, wołając głośno jego imię. Bawiące się dzieci, szczekające psy i nawołujący sprzedawca lodów skutecznie mnie zagłuszają. Mój głos zanika. Zbieram siły i krzyczę coraz głośniej. Czuje napięcie i rosnącą panikę, bo boje się, że go nie znajdę. Nienawidzę być sama wśród takiego tłumu. Polska hołota - gdyby mogli ogrodzili by "swój" kawałek plaży drutem kolczastym.
  Krok za krokiem przeciskam się wzdłuż nabrzeża, uważając na wiaderka i ręczniki. Po chwili znów przystaje. Czyste, błękitne niebo, szum iskrzącej się wody, odbijającej bezkresny lazur . Nie mam ochoty iść dalej. Do głowy przychodzi mi myśl, że muszę wracać do domu. Jacek sam się znajdzie. Może nawet już wrócił do mieszkania? Chce zawrócić do wejścia, którym tu trafiłam, ale ścieżka po której szłam zniknęła mi z oczu. Rozmyła się... Ręczniki, leżaki, parawany. Teraz już w ogóle nie mogę się ruszyć! Boże, czy Ci ludzie robią to na złość? Co oni sobie w ogóle myślą? Samoluby... Jedyną drogą, jaką mogę się teraz posłużyć bez deptania po innych, jest woda. Zaskakująco mało osób się dzisiaj kąpie. Wystarczyły trzy susy i już mocze moje stopy w chłodnej Wiśle.
  Ni stąd, ni zowąd zaczynam doceniać ten piękny dzień. Jeden z cieplejszych w tym roku. No cóż, gdyby było tu trochę więcej miejsca, ja również rozłożyłabym leżak...  Jestem już niedaleko wyjścia, ale każdy mój następny krok jest coraz cięższy, jakbym wchodziła w gęsty muł. Teraz już nie dam rady podnieść nóg. Szarpie się i kręcę, ale to na nic. Woda sięga mi już pod kolana, schylam się i dłońmi zaczynam odgarniać piasek, lecz woda mi nie pozwala. Rzeka już nie jest tak piękna jak przed chwilą, zmieniła kolor i jakby nurt zelżał. Brunatna ciecz mozolnie ogarnia coraz większe połacie. Wspina się po mnie. Serce wali mi jak młotem. Chce wołać o pomoc, lecz gdy spoglądam na plaże, nikogo tam nie ma. Zupełnie pusto!  Znów próbuje sięgnąć do dna, ale jest coraz głębiej. -Kasia!-Ktoś mnie woła? Rozpoznaje ten głos...- Kasia, uciekaj! - słyszę stłumione nawoływania Jacka. Rozglądam się ale nigdzie go nie widzę. Nie tylko plaża jest pusta, ale i pobliskie chodniki, drogi, i deptaki. Nawet na moście nikogo nie ma.  -Uciekaj! - słyszę coraz wyraźniej. Woda sięga mi już do pasa. Co mam robić? Nie chcę... przecież nie mogę utonąć! - Uciekaj!  - Nie - dudni niski głos tuż pod powierzchnią wody. Powoli z wody zaczyna wynurzać się dłoń, równie brudna i obrzydliwa co toń. Nagle łapie mnie za przedramię, ciągnąc w dół. Wyrywam się. Pojawiają się kolejne, coraz więcej, wszystkie wyciągnięte w moją stronę. Niskie dźwięki przeszywają moją głowę.- Nie. Nie!  Woda znów się podnosi, wlewa mi się do uszu, lecz dźwięk nie cichnie. Błękit znika za brązową kurtyną. Dłonie zaciskają się coraz mocniej. Powietrza! Ból przeszywa mi pierś, a głowa bezwiednie odskakuje do tyłu. Nie mogę...